czwartek, 14 lipca 2016

"Nasze kiedyś" - Natalia Jagiełło-Dąbrowska


Coraz częściej łapię się na tym, że ufam polskim debiutantom i podchodzę do nich bardzo przychylnie. Zdarza się jednak, że patrzę na ich twórczość zbyt krytycznie, zapominając o tym, że stawiają dopiero pierwsze kroki, bo oczekuję od nich więcej niż oczekiwałabym na przykład rok temu. Myślę, że wpływ na to ma liczba naprawdę doskonałych debiutów, które miałam okazję czytać w ostatnim czasie.
Kiedy w zapowiedziach zobaczyłam Nasze kiedyś, od razu wiedziałam, że muszę ją mieć, by sprawdzić, czy będzie to kolejny debiut, który mnie oczaruje.
Ale czy tak się stało?

Julia, młoda polka pracująca i mieszkająca w Londynie, wraz ze swoją najlepszą przyjaciółką Sammy postanawia wybrać się na oczyszczającą i relaksującą podróż na Majorkę. Słońce, plaża i kolorowe drinki sprawiają, że dziewczyny czują się jak w raju. Okazuje się jednak, że do pełni szczęścia brakuje Julii czegoś jeszcze. I tak oto seria niefortunnych zdarzeń stawia na jej drodze Hectora, który niesie za sobą poczucie spełnienia.
Tylko czy taki związek ma szansę przetrwać? Czy wakacyjna przygoda może przerodzić się w coś poważnego? 

 
Popełniłam błąd. Błąd, który sprawił, że czuję się lekko zawiedziona. Zastanawiacie się, co takiego zrobiłam? Otóż zbyt mocno nakręciłam się na tę książkę, zbyt wiele od niej oczekiwałam. Już w dniu, w którym ją zobaczyłam, założyłam, że będzie hitem, moim nowym odkryciem, powieścią, która we mnie uderzy i zmasakruje moje zmysły. Przez takie podejście zrobiłam krzywdę nie tylko sobie, ale również autorce, ponieważ oczekiwałam od tego debiutu za dużo. O wiele więcej niż otrzymałam.

Historia stworzona przez Natalię Jagiełło-Dąbrowską to typowo wakacyjna opowieść o ludziach, którzy spotykają się przypadkiem i niespodziewanie się w sobie zakochują. Otoczeni wakacyjnym krajobrazem oraz letnim klimatem odnajdują w sobie nawzajem bratnie dusze i zaczynają niewinny romans, który bardzo szybko przeradza się w coś głębokiego.
Niestety, takie miało być chyba założenie autorki, ponieważ ja nie odnalazłam w ich relacji tej głębi, a już z pewnością nie poczułam jej tak szybko, jak bohaterowie i to uważam za główny minus powieści. Jestem w stanie zrozumieć, że kiedy dana historia toczy się na przestrzeni dwóch tygodni, wydarzenia muszą następować szybko, trzeba podkręcić tempo, przyspieszyć wszystko, żeby stworzyć wiarygodną miłosną opowieść. Niestety mi tej autentyczności brakowało przez cała pierwszą połowę. Później było lepiej.

Właściwie Nasze kiedyś w całości można by podzielić na pół, ponieważ książka ta posiada prawie tyle samo zalet, co wad. W pewnych chwilach czułam, jakby została napisana przez dwie różne osoby, gdyż tak bardzo różniły się od siebie różne jej fragmenty. Na przykład: narracja pierwszoosobowa spowodowała, że mogliśmy patrzeć na świat oczami Julii, wejść w jej głowę i oglądać wszystko z jej perspektywy. Dziewczyna miała jednak dwa oblicza, czasami jej przemyślenia sprawiały, że aż opadały mi ręce, by po chwili, w momentach wymagających od niej powagi, zamieniała się w inteligentną, wrażliwą i nieco niepewną dziewczynę, przepełnioną pragnieniem znalezienia drugiej połówki. Kolejna sprawa to zbyt duża ilość całkowicie zbędnych informacji. Bohaterka opowiada nam o wszystkim, począwszy od koloru swojej bielizny, skończywszy na załatwianiu swoich potrzeb fizjologicznych. I tu kolejna sprawa - zbyt potoczny język. Ja rozumiem, że autorce zależało na ukazaniu tego, co tkwiło w głowie dwudziestokilkuletniej dziewczyny, ale wyrażenia takie, jak "iść siku" to chyba lekka przesada.

Żeby jednak nie było, książkę naprawdę dobrze mi się czytało, a fabuła mnie wciągnęła i zainteresowała. Bardzo polubiłam też głównego bohatera oraz postacie drugoplanowe. Podoba mi się, że w ten wakacyjny romans została wpleciona także trauma głównej bohaterki, ale żałuję, że nie rozwinięto tego wątku bardziej, bo mógł się on stać asem w rękawie autorki, a niestety został zbyt szybko odkryty i jeszcze szybciej porzucony. Muszę jednak przyznać, że absolutnie nie spodziewałam się tego, co otrzymałam na ostatnich stronach powieści. Za to ukłon w stronę Pani Natalii.

W notce o autorce możemy przeczytać, że napisanie tej książki było dla niej impulsem. Po prostu skończyła czytać jakąś powieść i stwierdziła, że chciałaby opowiedzieć coś, co zrodziło się w jej głowie. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ Nasze kiedyś jest trochę mieszanką kilkunastu różnych powieści, do których autorka dodała swoich bohaterów i swój styl. Może to być minusem, ale wcale nie musi, gdyż dzięki temu debiut ten nie kuleje, lecz sprawia, że czujemy jakbyśmy stąpali po znajomej ziemi i pewnym gruncie.

Debiut Natalii Jagiełło-Dąbrowskiej to przyjemny czasoumilacz przepełniony wakacyjną aurą. Nie jest co prawda zachwycający, ale na pewno sprawdzi się w roli książki na plażę lub na deszczowy dzień. Jest tez na tyle dobry, że ja z całą pewnością chciałabym poznać dalsze losy bohaterów i trzymam kciuki za to, by autorce udało się wydać kontynuację. Po cichu liczę też, że drugi tom okaże się lepszy. Wszak autorka posiada potencjał. Wystarczy tylko trochę nad nim popracować.


Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data premiery: maj 2016
Ocena: 4-/6

 Książkę przeczytałam dzięki współpracy z portalem:
duzeka.pl

12 komentarzy:

  1. Myślę, że ta książka będzie taką miłą odskocznią na letnie wieczory, ale nie pozostanie na długo w głowie. W zasadzie mam w planach tę książkę, ponieważ chcę sama wyrobić sobie opinię o tym debiucie, ale jeszcze nie wiem, kiedy to nastąpi. Szkoda, że trochę się zawiodłaś, tak to jest, jak czasami zbyt mocno nakręcamy się na jakąś książkę.

    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. uważam, że dobrze zrobisz, jeśli postanowisz sprawdzić tę książkę na własnej skórze, bo może Tobie przypadnie do gustu. Zależy to najbardziej od tego, czego będziesz od niej oczekiwała ;)

      Usuń
  2. Dlatego ja czasem boję się sięgać po debiutantów... Obawiam się, że tylko się zawiodę i wolę sięgać po coś sprawdzonego od kogoś, kto do tej pory mnie nie zawodził. Czasem jednak daję szansę i wychodzi mi to na dobre, wiec od czasu do czasu warto ryzykować. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja myślę, że mimo wszystko przeczytam kiedyś tę książkę. Niewątpliwie mieści się ona w gatunku, który lubię czytać, więc to przemawia za tym, abym przekonała się na własnej skórze jakie będzie moje zdanie. No i lubię też czytać debiutantów, choć masz rację rożnie z nimi bywa. Ostatnio również została rozpieszczona dobrymi debiutami i teraz może odrobinę zbyt wiele oczekuje od innych?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jestem jej ciekawa, chociaż nie napalam się na nią, aż tak, jak Ty :) A takie lekkie wakacyjne klimaty mogą być w sam raz do czytania po przyjściu z pracy! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Myślę, że mogłoby mi się spodobać. Mi akurat język potoczny w książkach nie przeszkadza. Bardziej irytuje mnie jak w książkach tego typu jest aż nadto wyszukany.,

    OdpowiedzUsuń
  6. Szczerze? Nigdy nie czytałam tego typu powieści i nie zamierzam. Twoja recenzja tylko potwierdza moje przypuszczenia, że nie warto nakręcać się na debiutanckie powieści, ponieważ wiele z nich zupełnie nie spełni naszych wymagań. Jednakże świetna recenzja i blog, obserwuję :)
    Pozdrawiam i zapraszam na recenzję "Nowicjuszki"! pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakiś czas temu przekonałam się, że zbyt duże wymagania to czasami poważny błąd... Ale mimo wszystko zainteresowałaś mnie ta ksiażką. Coś mnie w niej ciekawi. Może to ten wakacyjny romans, bo akurat wpasował się w wakacje :)
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe, czy również miałabym takie odczucie o mieszance kilkunastu powieści. Może kiedyś przeczytam i skonfrontuję z moim doświadczeniem czytelniczym. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, jak ja nie lubię poczucia zawodu po lekturze, od jakiej wiele oczekiwałam... Chyba nie chcę tracić czasu na "Nasze kiedyś".

    OdpowiedzUsuń
  10. Przede wszystkim - jaka urocza okładka, myślałabym "kupię". Ale tak czytam... to kolejna zawiedziona recenzja :) Szkoda, że książka to taki zlepek znanych historii. Dzis niestety wymagamy czegoś świeżego, nowego, innowacyjnego :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Taka książka z wakacyjnym klimatem byłaby świetna na ten czas, ale przyznam, że nie jestem pewna, czy taka historia przypadłaby mi do gustu. Choć bardzo lubię poznawać debiuty, to ten chyba sobie odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Będzie mi miło, jeśli zostawisz komentarz. Dzięki temu łatwiej będzie mi znaleźć Twój blog, poprawić ewentualne błędy lub zwyczajnie z Tobą podyskutować :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...