K. Bromberg wraz ze swoją serią Driven, zdobyła moje uznanie. Może to zabrzmieć dziwnie, bo w końcu seria ta to literatura erotyczna, więc co może być w niej urzekającego?
Pisałam o tym przy okazji dwóch poprzednich tomów, ale pomimo pozytywnych słów zawartych w moich wcześniejszych recenzjach, dopiero po zapoznaniu się z Crashed mogę stwierdzić, że jestem całkowicie urzeczona tą historią.
Po tragicznym wypadku, jaki miał miejsce, nikt nie wie, czego się spodziewać. Rylee umiera z niepokoju i strachu o życie Coltona, podobnie jak jego rodzina i przyjaciele. To właśnie moment oczekiwania jest dla dziewczyny największym objawieniem, gdyż to właśnie wtedy zdaje sobie ona sprawę z tego, że nie potrafi już żyć bez tego aroganckiego, zepsutego, ale też wspaniałego mężczyzny.
Kiedy Colton się budzi, Ryles myśli, że teraz już będzie tylko lepiej, bo przecież nie może już być gorzej. Ale czy na pewno?
Czy tak poranionym ludziom, uda się odnaleźć wreszcie wspólny cel, którego oboje tak bardzo pragną?
Po przeczytaniu dwóch pierwszych tomów tej trylogii, byłam więcej niż zadowolona. Niemałym zaskoczeniem okazało się być to, że Fueled dorównało swojemu poprzednikowi i że autorce udało się trzymać poziom przy drugim tomie. Kiedy więc zabrałam się za tom ostatni, oczekiwałam, że będzie on po prostu satysfakcjonujący. Otrzymałam jednak coś, czego kompletnie się nie spodziewałam - najlepszy tom całej serii!
Driven na pierwszy rzut oka wydaje się być historią taką, jak wiele innych. Jednak tym, co odróżnia ją na tle podobnych powieści jest to, że zamiast tendencji spadkowej, wyraźnie widać tu wspinanie się na wyżyny. Każda kolejna część była lepsza od poprzedniej, a samo Crashed okazało się być wisienką na torcie oraz idealnym zwieńczeniem losów Rylee i Coltona.
W tym tomie autorka postawiła na ukazanie uczuć i emocjonalnej strony relacji bohaterów. Skończyły się bezustanne przepychanki, a na ich miejsce wskoczyła ciągła walka o własne ja, drugą osobę i szczęśliwe zakończenie. Nie było łatwo. Zdarzały się momenty, w których moje serce podskakiwało z radości, ale były tez takie, w których rozpadało się na pół. To była naprawdę emocjonująca przejażdżka.
Zmiana, jaka nastąpiła w bohaterach w tej części, była ogromna. Nie oznacza to jednak, że nagle w cudowny sposób zniknęły demony, a dawne rany zasklepiły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - co to nie, to nie! W dalszym ciągu mogliśmy obserwować załamania Coltona i jego skażoną przeszłością psychikę. Rylee natomiast stała się bardziej dojrzała, waleczna i nieustępliwa w walce o serce i miłość ukochanego mężczyzny. Bywało ciężko, bywało smutno, bywało, że cierpiałam wraz z bohaterami, ale ostatecznie stwierdziłam, że ta podróż była tego warta, ponieważ K. Bromberg absolutnie mnie uwiodła i tym właśnie tomem całkowicie skradła moje serce.
Nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia tej historii. Uważam, że nie można było napisać tej książki lepiej. Dostałam tu wszystko - ogrom dramatów, morze emocji, potok łez, masę humoru, lawinę wyznań, głębię sekretów i przede wszystkim ocean miłości. Miłości, która od początku do końca nie była krystalicznie czysta, ale za to była prawdziwa. I to właśnie sprawiło, że seria Driven na długo zagości w mojej pamięci.
Pisałam o tym przy okazji dwóch poprzednich tomów, ale pomimo pozytywnych słów zawartych w moich wcześniejszych recenzjach, dopiero po zapoznaniu się z Crashed mogę stwierdzić, że jestem całkowicie urzeczona tą historią.
Po tragicznym wypadku, jaki miał miejsce, nikt nie wie, czego się spodziewać. Rylee umiera z niepokoju i strachu o życie Coltona, podobnie jak jego rodzina i przyjaciele. To właśnie moment oczekiwania jest dla dziewczyny największym objawieniem, gdyż to właśnie wtedy zdaje sobie ona sprawę z tego, że nie potrafi już żyć bez tego aroganckiego, zepsutego, ale też wspaniałego mężczyzny.
Kiedy Colton się budzi, Ryles myśli, że teraz już będzie tylko lepiej, bo przecież nie może już być gorzej. Ale czy na pewno?
Czy tak poranionym ludziom, uda się odnaleźć wreszcie wspólny cel, którego oboje tak bardzo pragną?
Po przeczytaniu dwóch pierwszych tomów tej trylogii, byłam więcej niż zadowolona. Niemałym zaskoczeniem okazało się być to, że Fueled dorównało swojemu poprzednikowi i że autorce udało się trzymać poziom przy drugim tomie. Kiedy więc zabrałam się za tom ostatni, oczekiwałam, że będzie on po prostu satysfakcjonujący. Otrzymałam jednak coś, czego kompletnie się nie spodziewałam - najlepszy tom całej serii!
Driven na pierwszy rzut oka wydaje się być historią taką, jak wiele innych. Jednak tym, co odróżnia ją na tle podobnych powieści jest to, że zamiast tendencji spadkowej, wyraźnie widać tu wspinanie się na wyżyny. Każda kolejna część była lepsza od poprzedniej, a samo Crashed okazało się być wisienką na torcie oraz idealnym zwieńczeniem losów Rylee i Coltona.
W tym tomie autorka postawiła na ukazanie uczuć i emocjonalnej strony relacji bohaterów. Skończyły się bezustanne przepychanki, a na ich miejsce wskoczyła ciągła walka o własne ja, drugą osobę i szczęśliwe zakończenie. Nie było łatwo. Zdarzały się momenty, w których moje serce podskakiwało z radości, ale były tez takie, w których rozpadało się na pół. To była naprawdę emocjonująca przejażdżka.
Zmiana, jaka nastąpiła w bohaterach w tej części, była ogromna. Nie oznacza to jednak, że nagle w cudowny sposób zniknęły demony, a dawne rany zasklepiły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki - co to nie, to nie! W dalszym ciągu mogliśmy obserwować załamania Coltona i jego skażoną przeszłością psychikę. Rylee natomiast stała się bardziej dojrzała, waleczna i nieustępliwa w walce o serce i miłość ukochanego mężczyzny. Bywało ciężko, bywało smutno, bywało, że cierpiałam wraz z bohaterami, ale ostatecznie stwierdziłam, że ta podróż była tego warta, ponieważ K. Bromberg absolutnie mnie uwiodła i tym właśnie tomem całkowicie skradła moje serce.
Nie wyobrażam sobie lepszego zakończenia tej historii. Uważam, że nie można było napisać tej książki lepiej. Dostałam tu wszystko - ogrom dramatów, morze emocji, potok łez, masę humoru, lawinę wyznań, głębię sekretów i przede wszystkim ocean miłości. Miłości, która od początku do końca nie była krystalicznie czysta, ale za to była prawdziwa. I to właśnie sprawiło, że seria Driven na długo zagości w mojej pamięci.
Oj, ta seria całkowicie nie dla mnie. Każdy kolejny erotyk mnie tylko irytuje, więc na razie sobie daruję. Chociaż gdyby jakimś cudem książka trafiła w moje ręce, to pewnie bym sprawdziła, co w niej jest. ;)
OdpowiedzUsuńJest to moja ulubiona seria. Od pierwszego tomu do ostatniego, podziwiałam rozwój bohaterów. Jezeli będziesz czytała Raced, to nie nastawiaj się na wielkie szaleństwo :)
OdpowiedzUsuńCoś tam słyszałam o tej serii, ale raczej nie brałam pd uwagę przeczytana jej. Mimo to chyba jednak nie mogę przejść obojętnie obok Twojej recenzji i gdy będzie okazja, to pewnie przyjrzę się tej trylogii bliżej :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
hmm. nie miałam stycznosci z tą serią. Muszę przyznać, że mnie zajęciłaś
OdpowiedzUsuń