Czasem się zastanawiam, czy istnieją czytelnicy, którzy nigdy nie sięgnęli po żadną powieść o wampirach, bo ja chyba takiej osoby nie znam. Wiadomo, że Zmierzch był ogromną siłą napędową dla popularności tego rodzaju książek i że przez to właśnie autorzy tak chętnie sięgali po tę tematykę.
Było tego tak dużo, że ja osobiście miałam już przesyt, więc odstawiłam tego typu powieści i postawiłam na nich krzyżyk. Mimo to Raven przyciągnęła moją uwagę w stu procentach i nie mogłam odmówić sobie jej przeczytania.
Czy było warto?
Raven Wood jest niepełnosprawną, niezbyt urodziwą kobietą, która zajmuje się renowacją starych obrazów w galerii we Florencji. Pewnego wieczoru jest świadkiem brutalnego napadu na bezdomnego. Próbując go ocalić, sama ściąga na siebie wściekłość napastników i wydaje się, że wpadła w sytuację bez wyjścia, a jej los jest przesądzony. Wtedy właśnie z mroku wyłania się tajemnicza postać, która ratuje dziewczynę. Kiedy Raven odzyskuje przytomność, okazuje się, że przeszła całkowitą przemianę, ale nie ma pojęcia jak to się stało. Kobieta ma luki w pamięci i nie pamięta wydarzeń z ostatniego tygodnia. W dodatku po powrocie do pracy dowiaduje się, że z galerii skradziono kolekcję bezcennych ilustracji Boticellego, a ona sama staje się główną podejrzaną.
Wtedy właśnie mroczna postać znowu się pojawia...
Przyznam, że miałam wysokie oczekiwania względem tej książki. Subtelna okładka, intrygujący opis i cała masa rekomendacji innych blogerek, skutecznie zachęciły mnie do poznania tej historii. I choć tak, jak wspomniałam we wstępie, wampiry od kilku lat nie są mi zbyt bliskie, miałam nadzieję, że spędzę z powieścią kilka przyjemnych godzin.
No cóż... Początkowo zdecydowanie nie było miło.
Gdybym miała ocenić Raven na podstawie pierwszych 200 stron, moja ocena wahałaby się między 2-3/10. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie był to egzemplarz od wydawnictwa, pewnie wylądowałby na mojej półce niedokończonych pozycji. Strasznie się namordowałam i wynudziłam przy pierwszych kilkunastu rozdziałach. Zbyt długie opisy, mało wyrazista bohaterka, brak dialogów - to wszystko złożyło się na niezbyt obiecujący początek.
Prawdą jest, że autor/ka (?) tworzy bardzo ładne, bogate w detale opisy krajobrazu, które pozwalają wyobraźni przenieść się w całości do przedstawionego miejsca i poczuć jego klimat. Byłoby to dużą zaletą, gdyby nie fakt, że trwało to zwyczajnie zbyt długo. W pewnym momencie ze znużenia aż zamykały mi się oczy, ale obietnice ze strony znajomej recenzentki, że wkrótce się rozkręci, sprawiły, że czytałam dalej aż doczekałam się ciekawszych fragmentów. Później było już znaczenie lepiej.
Druga połowa książki była naprawdę całkiem niezła. Szalenie podobała mi się postać Księcia, jego historia oraz świat, w jakim przyszło mu żyć. Od początku widziałam w nim znacznie więcej niż tylko wampira. Reynard spisał/a się w tej kwestii i mogę mu/jej tylko pogratulować tak dobrej postaci. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o Raven. Dziewczyna była strasznie, zatrważająco wręcz irytująca. Naprawdę starałam się zrozumień jej rozchwianie emocjonalne i dylematy, ale przez większość książki mi się to nie udawało. Doceniam natomiast, że autor/ka stworzył/a bohaterkę, która ma wady, kompleksy i mocno odstaje od współczesnych kanonów piękności. To zdecydowanie należy do potężnych plusów, gdyż dzięki temu w moich oczach była bardziej ludzka i naturalna.
Florencja pełna wampirów i skrywająca podziemny świat mrocznych, żadnych krwi istot, została stworzona w niebanalny sposób i wciągnęła mnie. Intrygi, morderstwa, spiski i konszachty były naprawdę ciekawym tłem dla romantycznej opowieści o miłości między człowiekiem a istotą nadprzyrodzoną. To jednak nie wystarczyło, aby zrobić na mnie piorunujące wrażenie. Książka broniła się jednak dobrym stylem i walorami językowymi.
Podsumowując całość: nie polecam, ale także nie odradzam tej powieści. Jestem pewna, że znajdzie ona grono odbiorców, których zachwyci (o czym mogą świadczy liczne rekomendacje na początku powieści). Ja do nich nie należę, ale ostatecznie nie dołączam też do grupy hejterów. Mój stosunek pozostaje obojętny.
Było tego tak dużo, że ja osobiście miałam już przesyt, więc odstawiłam tego typu powieści i postawiłam na nich krzyżyk. Mimo to Raven przyciągnęła moją uwagę w stu procentach i nie mogłam odmówić sobie jej przeczytania.
Czy było warto?
Raven Wood jest niepełnosprawną, niezbyt urodziwą kobietą, która zajmuje się renowacją starych obrazów w galerii we Florencji. Pewnego wieczoru jest świadkiem brutalnego napadu na bezdomnego. Próbując go ocalić, sama ściąga na siebie wściekłość napastników i wydaje się, że wpadła w sytuację bez wyjścia, a jej los jest przesądzony. Wtedy właśnie z mroku wyłania się tajemnicza postać, która ratuje dziewczynę. Kiedy Raven odzyskuje przytomność, okazuje się, że przeszła całkowitą przemianę, ale nie ma pojęcia jak to się stało. Kobieta ma luki w pamięci i nie pamięta wydarzeń z ostatniego tygodnia. W dodatku po powrocie do pracy dowiaduje się, że z galerii skradziono kolekcję bezcennych ilustracji Boticellego, a ona sama staje się główną podejrzaną.
Wtedy właśnie mroczna postać znowu się pojawia...
Przyznam, że miałam wysokie oczekiwania względem tej książki. Subtelna okładka, intrygujący opis i cała masa rekomendacji innych blogerek, skutecznie zachęciły mnie do poznania tej historii. I choć tak, jak wspomniałam we wstępie, wampiry od kilku lat nie są mi zbyt bliskie, miałam nadzieję, że spędzę z powieścią kilka przyjemnych godzin.
No cóż... Początkowo zdecydowanie nie było miło.
Gdybym miała ocenić Raven na podstawie pierwszych 200 stron, moja ocena wahałaby się między 2-3/10. Szczerze powiedziawszy, gdyby nie był to egzemplarz od wydawnictwa, pewnie wylądowałby na mojej półce niedokończonych pozycji. Strasznie się namordowałam i wynudziłam przy pierwszych kilkunastu rozdziałach. Zbyt długie opisy, mało wyrazista bohaterka, brak dialogów - to wszystko złożyło się na niezbyt obiecujący początek.
Prawdą jest, że autor/ka (?) tworzy bardzo ładne, bogate w detale opisy krajobrazu, które pozwalają wyobraźni przenieść się w całości do przedstawionego miejsca i poczuć jego klimat. Byłoby to dużą zaletą, gdyby nie fakt, że trwało to zwyczajnie zbyt długo. W pewnym momencie ze znużenia aż zamykały mi się oczy, ale obietnice ze strony znajomej recenzentki, że wkrótce się rozkręci, sprawiły, że czytałam dalej aż doczekałam się ciekawszych fragmentów. Później było już znaczenie lepiej.
Druga połowa książki była naprawdę całkiem niezła. Szalenie podobała mi się postać Księcia, jego historia oraz świat, w jakim przyszło mu żyć. Od początku widziałam w nim znacznie więcej niż tylko wampira. Reynard spisał/a się w tej kwestii i mogę mu/jej tylko pogratulować tak dobrej postaci. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o Raven. Dziewczyna była strasznie, zatrważająco wręcz irytująca. Naprawdę starałam się zrozumień jej rozchwianie emocjonalne i dylematy, ale przez większość książki mi się to nie udawało. Doceniam natomiast, że autor/ka stworzył/a bohaterkę, która ma wady, kompleksy i mocno odstaje od współczesnych kanonów piękności. To zdecydowanie należy do potężnych plusów, gdyż dzięki temu w moich oczach była bardziej ludzka i naturalna.
Florencja pełna wampirów i skrywająca podziemny świat mrocznych, żadnych krwi istot, została stworzona w niebanalny sposób i wciągnęła mnie. Intrygi, morderstwa, spiski i konszachty były naprawdę ciekawym tłem dla romantycznej opowieści o miłości między człowiekiem a istotą nadprzyrodzoną. To jednak nie wystarczyło, aby zrobić na mnie piorunujące wrażenie. Książka broniła się jednak dobrym stylem i walorami językowymi.
Podsumowując całość: nie polecam, ale także nie odradzam tej powieści. Jestem pewna, że znajdzie ona grono odbiorców, których zachwyci (o czym mogą świadczy liczne rekomendacje na początku powieści). Ja do nich nie należę, ale ostatecznie nie dołączam też do grupy hejterów. Mój stosunek pozostaje obojętny.
Przeczytałam już sporo recenzji tej książki i zna tą chwilę myślę, że mogłabym ją przeczytać z przyjemnością. Dawno nie czytałam nic o wampirach, więc chętnie odświeżyłabym sobie ten typ powieści. Nie jest to moje 'must have', ale jeśli wpadnie mi w ręce, to raczej nie przepuszczę okazji, aby ją poznać :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com/
Ja mam podobne odczucia, fabuła nie była porywająca a postać Księcia często mnie irytowala.
OdpowiedzUsuńO matko... I pomyśleć że to wyszło spod ręki autora-/ki cudownego Gabriela... Ja osobiście historii o wampirach nie lubię. "Zmierzch" obejrzałam, a książki leżą i czekają na swoją kolej. Chyba nadal zostanę przy kryminałach, erotykach i romansach... Nawet jeśli ktoś przez to uzna mnie za ograniczoną osobę :) Mimo to dziękuję Ci Martynko za tą recenzję :) :*
OdpowiedzUsuńNa pewno ja Cię za taką nie uznam, ponieważ sama gustuję w romansidłach, New Adult i, choć coraz rzadziej, w erotykach ;)
UsuńGabriela natomiast nie czytałam, choć pierwszy tom mam na półce. Po Raven muszę jednak chwilę odsapnąć od twórczości Reynard :P
Ja osobiście jestem fanką twórczości Sylvain Reynard. Szczególnie uwielbiam trylogię ,,Piekło Gabriela''. Co do''Raven'' - jest zupełnie inna od poprzednich książek, ale i tak bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńJa podobnie jak Cyrysia, uwielbiam twórczość tego tajemniczego autora. Właśnie za te detale, plastyczność opisów i za cały kunszt autorski. Jestem całą sobą zakochana w profesorze Emersonie i gdy tylko pojawił się w książce, czułam się jakbym spotkała dobrych znajomych. Myślę, że jeszcze nie raz sięgnę po dzieła Sylvain Reynard, bo jestem nimi zauroczona. Choć jednak z drugiej strony mogę zrozumieć minusy jakie wymieniłaś... mnie one jednak nie przeszkadzały, a raczej pozwalały rozpływać się pod piórem tej/tego autora/autorki :)
OdpowiedzUsuńMnie "Raven" zachwyciła i z pewnością sięgnę po kolejny tom. Było to moje pierwsze spotkanie z tematyką wampirów i bardzo udane. Ale wiadomo, ile ludzi, tyle różnych opinii. ;)
OdpowiedzUsuńWrrr! Muszę pisać drugi raz, bo mnie przelogowało... A tak się rozpisałam :(
OdpowiedzUsuńŻałuje, że mimo wszystko jesteś rozczarowana, ale cieszę się, że po tej 200 stronie się rozkręciło tak jak i w moim przypadku. Ja Raven trochę rozumiem, ale i mnie nieziemsko momentami drażniła.